Spis treści
ToggleAmigurumi i kurs marketingu online, jako broń do walki z depresją?
Jest kwiecień. Samopoczucie powoli, choć konsekwentnie się poprawia. Największy wpływ miała oczywiście decyzja o zakończeniu współpracy z ostatnią firmą. Brak rutyny, stresu, oczekiwań, czy toksycznych elementów dał efekt całkowitego wygaszenia negatywnych emocji. Do tego doszły długo oczekiwane, pozytywne zdarzenia – terapia działa cuda, mam ubezpieczenie zdrowotne, pracuję nad tym, jak zawodowo się odnaleźć na nowo. No i najważniejsze – dni są coraz dłuższe, więcej w nich słońca, rośliny w ogrodzie zaczynają wracać z głębokiego snu zimowego. Późną jesienią dostałem od wujka paczkę z kokonami pszczół murarek. Zimą zbudowałem im domki z długimi rurkami z trzciny i rdestu. Właśnie latają w ogrodzie! Nawet to się udało! Jest pięknie.
Wolny czas sprzyja myśleniu – również negatywnemu.
Po rezygnacji z pracy miałem nagle sporo wolnego czasu. Część postanowiłem przeznaczyć na nadrobienie zaległości towarzyskich. Wcześniej nie miałem czasu i chyba ochoty spotkać się z ludźmi. Kolejną sprawą było robienie rzeczy, które sprawiają przyjemność. Zacząłem czytać, oglądać filmy i seriale, gotować, było kilka wypadów za miasto. Czułem się, jak skazany, po odbyciu kary i wyjściu na wolność. Jednak to co wciągnęło mnie najbardziej to nauka [szkolenia] i… amigurumi.
Terapia poprzez naukę.
Nauka nowych rzeczy, oprócz satysfakcji ze zdobywania wiedzy, może być również terapeutyczna. Zamiast myśleć o problemach można „zmęczyć” umysł nową wiedzą, a przy okazji zdobyć cenne umiejętności.
Terapia poprzez hobby.
Druga opcja to dobre hobby. Niestety zimą nie mogłem pracować w ogrodzie. Trudno jeździć rowerem, bo albo ślisko, albo pada. Postanowiłem zająć się czymś nietypowym, abstrakcyjnym i wymagającym postawienia poprzeczki wysoko. Taki personal challange. Wybrałem japońskie „amigurumi” – czyli „plecenie siatki z nitek”, a mówiąc po polsku tworzenie maskotek z włóczki.
Najpierw jednak o projekcie „nauka”.
Nauka.
„Umiejętności Jutra” czyli 8-tygodniowy program szkoleniowy od Google i SGH.
Znalazłem darmowy kurs od Google i SGH – przygotowujący do rozpoczęcia nowej ścieżki kariery w marketingu internetowym. Reklamował go krótki opis:
„Skierowany do osób, które są na początku drogi zawodowej, chcą wrócić na rynek pracy lub całkowicie zmienić swoją dotychczasową ścieżkę kariery. Przygotowany tak, aby bez wcześniejszego doświadczenia móc po jego ukończeniu rozpocząć pracę w branży marketingu internetowego.”
Hmm… nie wiem, czy chcę zmienić całkowicie swoją ścieżkę zawodową i zostać marketingowcem, ale wiem, że skłaniam się ku otwarciu własnej działalności gospodarczej, i tutaj umiejętności marketingowe na pewno się przydadzą.
Zapisałem się! Napisałem, krótkie uzasadnienie „dlaczego ja?”. Kurs jest darmowy, tysiące zgłoszeń i ograniczona ilość miejsc. Niby online, ale i tak jest preselekcja i limitowana ilość miejsce. Po kilku dniach dostaję maila – „Gratulacje! Zostałeś zakwalifikowany do udziału w szkoleniu”. Super! Kolejna pozytywna rzecz – może życie nie jest jednak takie czarno-białe?
Kurs trwa 8 tygodni. Jest online i realizowany w trybie indywidualnym. Oznacza to, że mogę kolejne moduły przerabiać w dowolnych godzinach. Materiału jest tak dużo, że organizator zachęca do samodyscypliny i regularnego uczenia się. Za 8 tygodni egzamin więc kto zostawi materiał na sam koniec do przerobienia – może nie zdążyć.
Komunikacja i materiały pomocnicze dostępne są na Discord. Nie używałem wcześniej więc znów nauka…
Po 10 tygodniach intensywnej nauki i zdanym egzaminie otrzymałem certyfikat od Google i SGH w Warszawie „specjalista ds. marketingu online”.
Nie sam certyfikat mnie tak ucieszył, jak możliwość poznania działania marketingu. Jak stworzyć „personę”, jak zbierać dane analityczne, jak targetować i tworzyć kampanie Google Ads i Meta Ads i wiele innych cennych informacji.
Jako konsument w końcu zrozumiałem, dlaczego ciągle wyświetlają mi się te same reklamy w Google i zacząłem używać wyszukiwarki w trybie incognito.
Hobby.
Amigurumi – japońskie maskotki robione na szydełku.
Z wykształcenia jestem filologiem, japonistą. Spędzilem kilka lat w Japonii i uwielbiam kulturę japońską. Na amigurumi trafiłem przypadkowo i po przejrzeniu kilku stron i stwierdzeniu, że to typowe, japońskie kawaii [cute] arcydzieła, miałem już zamknąć stronę i zająć się czymś innym. I w tym momencie pojawił się pomysł! Udowodnij, że coś potrafisz i stwórz coś podobnego!
Natrafiłem też na wpis pewnej kobiety, która miała problem z koncentracją, nadpobudliwością oraz stresem. Zaczęła szydełkować i to ją uspokajało, a konieczność liczenia oczek, zmian włóczki i stylów szydełkowania spowodowała, że musiała być „tu i teraz” więc pozwoliła jej na naukę koncentracji i wyciszenia. Ot taka medytacja, ale finalnie powstaje rękodzieło.
Stereotyp męskości vs. wszechstronność kobiet
Mało męskie – pomyślałem. Może zrób jakiś karmik dla ptaków? Potniesz dechy, wbijesz gwoździe, pomalujesz. Poczujesz się jak mega maczo drwal uwalony farbą… To zły pomysł – walnę się młotkiem w palec i będzie więcej stresu i nerwów niż korzyści.
Z drugiej strony – pomyślałem, skoro kobiety mogą prowadzić TiR’a, budować mosty, chodzić w spodniach, czy pracować w ubojni – to czemu facet nie mógłby zrobić maskotki z włóczki? Później rozmawiałem o swoim pomyśle i przemyśleniach z panią psycholog. Uśmiała się!
„Za dużo i za często myśli Pan o tym, jak postrzegają Pana inni. To jest w ogóle nieistotne. Zawsze będą ludzie, którzy z jakichś względów będą coś krytykować, szydzić czy osądzać. Czy musimy się zawsze i wszystkim przypodobać? – Nie!”
W sumie to prawda. Co mnie obchodzi, co pomyślą inni?
To był strzał w dziesiątkę. Przestałem myśleć o problemach, bo musiałem liczyć oczka. Jak każdy facet mam toporne paluchy, które musiały nauczyć się precyzji. Więc robiłem, prułem, poprawiałem, aż w końcu udało się stworzyć coś fajnego. Może nie były to dzieła idealne, ale…. „Czy musimy się zawsze i wszystkim przypodobać? – Nie!” – przypomniałem sobie słowa psychoterapeutki.
Zamiast oceniać – doceniaj.
Najfajniejszy efekt zrobienia amigurumi – to słowa od dzieciaków!
„Naprawdę sam to zrobiłeś?”,
„A zrobisz mi myszkę, żabkę, żyrafę, słonika….?”.
Miałem zamówienia na pół roku i pytania na whatsapp co kilka dni, czy już gotowe? Ani razu nie padło stwierdzenie, że to „mało męskie”. Dzieciaki są super – nie oceniają – za to doceniają! A to ogromna, pozytywna różnica. Na niedoskonałe ucho żaby moja siostrzenica powiedziała, że to nieistotne, bo nikt takiej żaby nie ma.
Życie jest jednak piękne!