Spis treści
ToggleWizyta w PUP.ie – Czy zostanę stajennym?
Ubezpieczony, ale nieubezpieczony z prawem do korzystania ze świadczeń medycznych.
Od 1 stycznia 2023 oficjalnie nie jestem zatrudniony. Przez kolejne 30 dni mam jeszcze ubezpieczenie zdrowotne. W związku w tym, że mam zdiagnozowaną depresję i jestem w trakcie leczenia, przebywam na L4. Na zwolnieniu lekarskim mogę być maksymalnie 90 dni, bo nie jestem zatrudniony. W tym czasie mam prawo korzystać ze świadczeń lekarskich. Ale…
[Zobacz pierwszy wpis – jak zmieniłem swoje życie zawodowe]
Po upływie 30 dni wizyty w przychodni lekarskiej stają się wyzwaniem. W systemie wyświetlam się już „na czerwono” jak osoba nieubezpieczona i musze każdorazowo podpisywać deklarację, że zgadzam się na obciążenie kosztami, jeśli NFZ odmówi pokrycia kosztów. Stresująca sytuacja, a stres był jednym z głównych czynników, który sprawił, ze jestem w tym miejscu! Istne szaleństwo.
1 kwietnia 2023 r. skończyło mi się ubezpieczenie zdrowotne. Ups, akurat teraz, gdy muszę korzystać z wizyt lekarskich regularnie. Są 3 wyjścia z tej sytuacji: ubezpieczenie współmałżonka (jeśli jest ubezpieczona/y), opłacanie składek dobrowolnie, lub rejestracja w Powiatowym Urzędzie Pracy – jako osoba bezrobotna. Z czystej konieczności „wybrałem” opcję nr 3.
Powiatowy Urząd Pracy – czyli PUPa.
To moja druga w życiu wizyta w PUPie. Pierwszy raz byłem zarejestrowany zaraz po studiach. Mówimy o końcu XX wieku (dziwnie to brzmi w sumie). Tamto przeżycie do dziś pozostawiło traumę. Drzwi do pokojów urzędniczek z PUP miały wtedy gałki i można je było pociągnąć/otworzyć tylko, gdy usłyszało się dźwięk brzęczyka. Spóźnienie oznaczało konieczność dalszego czekania na kolejny brzęczyk. Czy teraz będzie tak samo?
Jestem w szoku. Samą rejestrację można zrobić online. Status otrzymuje się po kilkunastu godzinach. Po ok. 2 tygodniach dostajesz zaproszenie na spotkanie w urzędzie w celu przeprowadzenia rozmowy. Zjawiam się na wybraną godzinę i kolejny szok – czysto, w miarę nowocześnie, bez kolejek (umawianie wizyt działa!). Nie ma gałek w drzwiach!!! Pani sama wychodzi ze swojego pokoju i zaprasza do środka. W środku już trochę gorzej. Pomieszczenie max. 10 m2, dwa biurka odgrodzone post-covidową pleksi, szafy, 2 kwiaty – po jednym na każdą z pań urzędniczek, by w przerwie każda mogła podlać swojego.
Job interview inaczej – czyli „Co Pana do nas sprowadza?”
Siadam przy biurku po lewej. Po prawej miejsce i tak zajęte przez innego „klienta”. Moment! Będziemy rozmawiać przy obcych osobach? Wygląda na to, że nikt nie przejmuje się kwestią prywatności rozmowy. Opowiadam swoją historię. Pani słucha, a jednocześnie wypełnia mini-książeczkę wizyt bezrobotnego. Na koniec stempluje i poucza o obowiązkach.
W trakcie jak mówi do mnie, słyszę w tle, toczącą się obok rozmowę rekrutacyjną. Aż odwróciłem się dyskretnie ze zdziwienia, by zobaczyć kim jest klient obok.
– Mam dla Pana jedną ofertę pracy w X pod Poznaniem. Praca stajennego – jeśli nie pracował Pan jeszcze z końmi to wszystkiego Pana nauczą. – mówi urzędniczka.
– Eee z końmi to nie bardzo. Bo to może kopnąć albo ugryźć. To nie dla mnie.
– Proszę Pana kolejna odmowa skutkuje skreśleniem Pana z rejestru osób bezrobotnych i utraci Pan wszystkie przywileje.
– … – milczenie
– Umawiam Pana na xx.xx pojedzie Pan pod ten adres i spróbuje. Być może się Panu spodoba? – powiedziała radośnie Pani zza okienka pleksi.
Nie wiem, czy klient obok blefował i unika zatrudnienia, czy rzeczywiście boi się koni. Myślę raczej o samej formie rozmowy i rozwiązywania problemu. W głębi duszy uświadamiam sobie, że ja, w tym momencie i tych okolicznościach, w jakich się znalazłem – chętnie podjąłbym się pracy stajennego. Praca ze zwierzętami, a nie ludźmi dla odmiany, mogłaby być zbawienna.
Rekrutacja – w wersji PUP.
Oczywiście nie mówię Pani o swoim pomyśle. W zamian słyszę, że z moim wykształceniem, znajomością języków i imponującym doświadczeniem nie powinno być problemu by znaleźć dla mnie pracę.
– Jeśli dobrze pamiętam to nawet coś mieliśmy niedawno z jakiegoś centrum księgowego. – powiedziała.
Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Wrócić znów do „fabryki – na taśmę”?
– Wie Pani co? Praca w centrum księgowym doprowadziła mnie do wypalenia zawodowego i depresji. Nie ma opcji, bym tam wrócił… – mówiłem dość emocjonalnie i tym razem klient obok – potencjalny stajenny – spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym: „oszalałeś bierz pracę w biurze!”
– Gdybym chciał… przepraszam, gdybym mógł dalej wykonywać mój zawód to by mnie tu nie było. Po odejściu z ostatniej pracy dostałem kilka ofert na podobne stanowisko…. – kontynuowałem emocjonalną wypowiedź.
– Dobrze Panie Michale – powiedziała pani z mojego okienka – wszystko już rozumiem. Zróbmy tak, niech Pan kontynuuje terapię i spotkamy się za 4 tygodnie. Ja w tym czasie pomyślę, jakie mamy inne opcje.
Bezrobocie – poszukiwanie pracy – jak pomóc, by klient zaraz nie wrócił
Byłem miło zaskoczony i zadowolony. Chcę spokoju, chcę mieć ubezpieczenie, nie zależy mi na zasiłku, a tym bardziej na szybkim powrocie do pracy. Ja potrzebuję czasu! Muszę zrozumieć, jakie mechanizmy doprowadziły mnie w to miejsce, jak im zapobiegać w przyszłości? I dostałem właśnie to! Jestem wdzięczny, że pomoc nie była szablonowa tylko wynikała z analizy potrzeb konkretnej osoby. Pani urzędniczka okazała się przemiłą Panią z okienka, która nie tylko jest specjalistką w swojej branży, ale ma tak potrzebną empatię i zrozumienie, by wykonywać swój zawód. Dziękuję!