Depresja

Depresja – diagnoza, która mrozi krew w żyłach

Depresja – pomoc od lekarza.

Po tygodniu od pierwszej wizyty u lekarza rodzinnego, na której zdiagnozował u mnie depresję, miałem kolejną wizytę kontrolną, by sprawdzić, jak działają leki. Tydzień przyjmowania leków sprawił pierwsze cuda. Wyciszył umysł, z negatywnych myśli i dał mu w końcu odpocząć od ciągłego zamartwiania się. Miałem przepisane 2 rodzaje leków: na poprawę samopoczucia oraz wyciszający, do brania wieczorem, który miał pomóc w lepszym zasypianiu i podniesieniu samej jakości snu, by cały organizm mógł efektywnie wypoczywać.

Na spotkaniu z lekarzem dowiedziałem się też czegoś więcej o samej depresji. Do tej pory nawet nie dopuszczałem myśli, że „to” mam. Myślałem, że jestem po prostu zmęczony i tyle. Tymczasem…

Czym jest depresja?

Lekarz w dużym skrócie poinformował mnie, że depresja to zaburzenie nastroju, które charakteryzuje się długotrwałym uczuciem smutku, przygnębienia, oraz brakiem energii i motywacji. To coś więcej niż chwilowe obniżenie nastroju – depresja jest stanem przewlekłym, który wpływa na codzienne życie, relacje, zdolność do pracy, a także ogólne samopoczucie i zdrowie fizyczne.

Kluczowe jest określenie „długotrwałe”. Czasem budzimy się rano, na zewnątrz jest szaro i ponuro, nie mamy ochoty wstać z łóżka i mówimy kolokwialnie „ale deprecha”. To chwilowy stan, danego dnia, ale jeśli powtarza się x razy na długiej przestrzeni czasu, a powodem takiego samopoczucia nie tylko jest pogoda, ale wiele innych czynników naszego życia – wtedy jest wysoce prawdopodobne, że „dopadła” nas depresja.

 

Diagnoza depresji.

Trafiłem na super profesjonalnego lekarza rodzinnego i to był klucz do sukcesu! Teoretycznie, po rzuceniu pracy, postanowiłem zrobić badania z serii „Profilaktyka 40+”. Można zapisać się poprzez IKP. Z wynikami badań poszedłem do lekarza rodzinnego, by ocenił na ich podstawie stan mojego zdrowia. Po krótkiej analizie lekarz stwierdził, że nie jest źle choć X i Y są zbyt wysokie i trzeba nad tym popracować. Na koniec (a właściwie to był początek!) zapytał:

– A jak się Pan ogólnie czuje?

– Ogólnie to czuję się zmęczony, ale teraz, gdy rzuciłem pracę mam nadzieję, że będę miał dużo czasu by wypocząć… – odpowiedziałem

– Rzucił Pan pracę, by odpocząć??? – lekarz nie krył zdziwienia – Co się stało?

– Od dłuższego czasu czuję się zmęczony, to co robię przestało mi sprawiać przyjemność, mam trudność z koncentracją, budzę się kilka razy w nocy i nie mogę ponownie zasnąć. Rano jestem przez to zmęczony, nie mam siły jechać do biura. Ludzie mnie irytują… – aż sam się zdziwiłem, że udało mi się to wszystko z siebie wyrzucić.

– Miałby Pan ochotę wypełnić pewien test?

– Jasne – odpowiedziałem.

Pierwszy był test BECKA. Teraz już wiem, że to test przesiewowy do wstępnego rozpoznania ewentualnej depresji. Lekarz przejrzał wyniki i punktacje i dodał:

– Hmm. Mam prośbę by wypełnił Pan jeszcze jeden test.

– OK.

Kolejny był test Skala Oceny Depresji Yesavage’a. Ten test z kolei pomaga ocenić stopień natężenia symptomów depresji. W chwili wypełniania tego, nie wiedziałem, czemu służy pierwszy i drugi test. Jednak szybko się o tym dowiedziałem, gdy lekarz bezlitośnie zakomunikował:

– Panie Michale, przykro mi to zakomunikować, ale ma Pan dość głęboki stopień depresji…

Co? Nie, on chyba żartuje. Ja jestem tylko zmęczony. To zaraz przejdzie, muszę tylko odespać te kilkanaście lat pracy…

Lekarz przeszedł jednak płynnie do informacji dotyczących:

Kluczowe objawy depresji:

  • Długotrwały smutek i przygnębienie – odczuwany przez większą część dnia, prawie codziennie.
  • Brak energii i zmęczenie – odczucie stałego zmęczenia, nawet po odpoczynku.
  • Anhedonia – brak radości z czynności, które wcześniej sprawiały przyjemność, oraz ogólne poczucie pustki i zobojętnienia.
  • Problemy ze snem – bezsenność lub nadmierna senność.
  • Zaburzenia apetytu i wagi – znaczny wzrost lub spadek apetytu i masy ciała.
  • Niskie poczucie własnej wartości – pojawiają się negatywne myśli o sobie, poczucie winy, samokrytyka.
  • Trudności z koncentracją i podejmowaniem decyzji.
  • Myśli samobójcze lub zachowania autodestrukcyjne.

Gdy wymieniał kolejne symptomy robiło mi się niedobrze. Niestety wszystko się zgadzało. Oprócz ostatniego punktu. Tu zatrzymaliśmy się na dłużej. Kilka razy zapytał, czy na pewno nie mam myśli samobójczych. Wtedy wydawało mi się to takie dziwne. „Nie, nie mam – serio!”.

Później, gdy na spokojnie czytałem o depresji, trafiłem na informacje o Robin’ie Williams’ie. Znany m.in. z rewelacyjnej roli Pani Doubtfire, amerykański aktor, cierpiał na przewlekłą depresję, która zakończyła się samobójstwem. Ktoś mógłby powiedzieć – wspaniały aktor, komik, który bawił miliony ludzi, żartował, miał super życie – miał depresję???

Farmakologia i psychoterapia w walce z depresją.

Jak już wspomniałem, przepisane przez lekarza leki zdziałały cuda już pierwszego dnia.

Od lekarza dowiedziałem się, że leki SNRI (selektywne inhibitory wychwytu zwrotnego serotoniny i noradrenaliny) działają poprzez zwiększenie dostępności dwóch ważnych substancji chemicznych w mózgu – serotoniny i noradrenaliny. Te substancje, zwane neuroprzekaźnikami, pomagają przesyłać sygnały między komórkami nerwowymi, co wpływa na nasz nastrój, energię i zdolność radzenia sobie ze stresem.

W normalnym procesie przekazywania informacji, neuroprzekaźniki są uwalniane do przestrzeni między komórkami, a następnie część z nich jest ponownie wychwytywana przez komórkę, która je wysłała. SNRI blokują ten wychwyt, przez co więcej serotoniny i noradrenaliny pozostaje dostępnych, by dłużej oddziaływać na komórki nerwowe. Dzięki temu zwiększa się stymulacja tych komórek, co może prowadzić do poprawy nastroju i łagodzenia objawów depresji.

Leki te nazwałem – „lekami szczęścia”, bo z każdym dniem czułem, że moje samopoczucie wraca na normalne tory. Byłem jednak w lekkim błędzie.

Lekarz wytłumaczył mi, że choć leki będę brał przez minimum pół roku i rzeczywiście mogą mi pomóc odbudować samopoczucie, to są one „zwykłymi oszustami” mózgu. Kłamią mózg ile wlezie, by go wyciszyć i dać mu długo oczekiwane wytchnienie.

To po co je brać? A może brać do końca życia? Mózg niestety da się oszukiwać do czasu. Moc długotrwale branego leku spada z czasem. Trzeba zatem popracować z psychoterapeutą, by zabezpieczyć się na przyszłość, umieć nazwać problemy po imieniu i je ujarzmić.

Lekarz rodzinny – wspaniały człowiek! – polecił mi sprawdzoną panią psychoterapeutkę. Poprosił żebym umówił się z nią na wizytę. Na zakończenie dodał: „A my widzimy się za 2 tygodnie. Gdyby się coś działo w międzyczasie proszę o telefon.”

No i stało się! Mam numer do psychoterapeutki i… ale o tym wkrótce.

Zobacz pierwszy wpis serii BLOG OSOBISTY

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *